Znacie kogoś od
najmłodszych lat. Wystarczy jedno spojrzenie i już wiecie, że coś go trapi.
Rozumiecie się bez słów i śmiejecie do rozpuku z tylko wam znanych wpadek i
historyjek. Złota przyjaźń, która trwa latami, dekadami. Ale pojawia się coś
więcej. Coś, co jest o krok przed wami i oboje to widzicie, ale też oboje tkwicie
w szponach strachu, przez co nie możecie tego dogonić. A wystarczyłoby tylko
kilka słów.
Autor: Cecelia Ahern Tytuł: Love, Rosie Wydawnictwo: Akurat Rok wydania: 2014 Ilość stron: 512 |
Rosie Dunne i Alex Stewart są nierozłączni. No, może poza
momentami, kiedy w dzieciństwie jedno nie zaprasza drugiego na urodziny, bo to
przyjęcie tylko dla dziewczyn/chłopców. Albo kiedy Alex przeprowadza się z
rodzicami do Ameryki, zostawiając Irlandię i Rosie daleko za sobą. Jednak nawet
odległość nie jest w stanie przerwać mocnej nici ich przyjaźni. Co nie oznacza,
że obejdzie się bez burz, pretensji i łez. A już na pewno pojawi się milczenie.
Cecelia Ahern wykreowała bohaterów z krwi i kości. Każdy,
kto przewija się przez kartki tej powieści, ma wyrazisty charakter, szybko
zapada w pamięć i jest normalnie ludzki.
Nie ma tu żadnej idealizacji, wszyscy mają wady, które przeszkadzają w
codziennym życiu i spełnieniu pragnień, mocne strony, które pozwalają osiągnąć
sukces, małe i duże marzenia. Rosie ma cięty język i jest bardzo błyskotliwa,
jej determinacja w dążeniu do posiadania własnego hotelu jest godna podziwu,
ale upór i częste bycie głuchą, gdy inni dawali jej dobre rady, a ona odwracała
się od prawdy plecami, niejednokrotnie budziło we mnie chęć potrząśnięcia nią i
krzyknięcia „Dziewczyno, co Ty wyrabiasz?!”. Tak samo było z Alexem – dowcipny,
oddany i dobry, ale brnący w bagno nieudanych związków, które od początku nie
miały solidnych fundamentów.
Pomysł z przedstawieniem całej historii za pomocą listów,
e-mail’i, rozmów na czacie itd. jest interesujący i pozwala na dynamiczne i
dość płynne przeskakiwanie w czasie, ukazywanie osobowości bohaterów,
drobnostek, które w normalnie napisanej książce mogłyby być nużące i ciężkie do
wplecenia. Jednak początkowo kilka razy byłam trochę zmęczona tą formą i miałam
ochotę na odrobinę zwyczajnej akcji. Uczucie irytacji niejednokrotnie pojawiało
się też przez „ślepotę” głównych bohaterów – ich mijanie się, niedostrzeganie
prostych sygnałów potrafiło mnie zdenerwować. Jednak w pewnym momencie
uświadomiłam sobie, że wielu ludzi błądzi po omacku w relacjach z drugą osobą,
bojąc się jej reakcji, napotykając przeszkody. Ile razy chcesz coś komuś
wyznać, ale w ostatniej chwili gryziesz się w język z obawy, że zostaniesz
odrzucony, wyśmiany, niezrozumiany? Ile razy opuszcza cię odwaga i emocje
przyćmiewają racjonalne myślenie, pchają do tyłu, zamiast pomagać iść do
przodu? Takie błądzenie i destrukcja z pozoru błahych czynów jest rzeczą
ludzką. Proste zdania i próby urastają do rangi gigantycznego problemu, a
strach sprawia, że szanse przemykają nam przed samym nosem.
Na uznanie zdecydowanie zasługuje poczucie humoru, które
praktycznie nie opuszcza stron powieści ani na chwilę. Nie zliczę, ile razy
uśmiech przemknął mi po twarzy podczas czytania, bo musiałabym użyć jakichś
skomplikowanych wzorów, logarytmów, pewnie jeszcze zahaczyłabym o jakąś funkcję
(wybaczcie, widzicie, co ta matura robi z człowiekiem?!), ale naprawdę
wielokrotnie bohaterowie rozbawiali mnie swoimi przekomarzaniami (szczególnie
Rosie i Ruby). Pani Ahern obdarzyła swoje postaci nie tylko językiem
wyćwiczonym w rzucaniu w innych ironicznymi zdaniami, ale również hartem ducha,
przywiązaniem do rodziny, umiejętnością dostrzegania wszystkich odcieni życia
– od bieli, przez czerń i szarości, aż po wszystkie kolory tęczy.
Z tej książki niewątpliwie można wynieść wiele cennych
życiowych lekcji. Trzeba walczyć o swoje marzenia. Cieszyć się drobnostkami i
małymi, pięknymi chwilami. Dbać o rodzinę. Otaczać się ludźmi, dla których
naprawdę jesteś ważny, a nie tymi, którzy traktują cię jak tymczasowy postój.
Mam w planach :)
OdpowiedzUsuńWidziałam film. Fajny :)
OdpowiedzUsuń