niedziela, 30 listopada 2014

Gayle Forman „Zostań, jeśli kochasz"


Autor: Gayle Forman
Tytuł: Zostań, jeśli kochasz
Tytuł oryginału: If I stay
Wydawnictwo: Nasza księgarnia
Data wydania: 2014
Ilość stron: 248



Wystarczy jedna sekunda, żeby roztrzaskać świat na kawałki, przeciąć serce na wskroś i odebrać to, co najważniejsze. Jedna sekunda, żeby wszystko zniszczyć. Jedna sekunda, żeby wrócić i zadbać o to, co zostało.

 

Mia jest niesamowicie uzdolnioną wiolonczelistką i choć jej klasyczne upodobania niezbyt pasują do gustu reszty rodziny, ma z nią dobry kontakt i zawsze może liczyć na wsparcie i poczucie humoru rodziców. Kochany braciszek również zajmuje ważne miejsce w jej sercu. Z pozoru może się wydawać, że życie Mii jest idealne – talent i rozwijająca się pasja, rodzice wychodzący poza schematy, wierna przyjaciółka, a w końcu, zupełnie niespodziewanie, Adam, chłopak marzeń. Jednak jeśli zajrzymy głębiej, zobaczymy ogrom niepewności i braku wiary we własne siły, silne poczucie, że nie pasuje się do żadnej grupy, do żadnego miejsca. A później jedna wycieczka, jeden moment, jeden samochód wystarczy, żeby obrócić wszystkie marzenia, plany i nadzieje w pył.


 

Poruszają mnie tego typu historie. Nawet gdy powiela się motyw utraty bliskich, ogromnego cierpienia i walki o powrót do normalności, umiejętność wzbudzania emocji i posługiwania się słowem jak karabinem/balsamem dla duszy sprawia, że autor chwyta mnie za serce i jego utwór zapada w pamięć. Jednak w tym wypadku nie było łez, nie było czytania z zapartym tchem, nie było emocji. Zazwyczaj podczas czytania moje uczucia wrzeszczą jakby były na rollercoasterze. A gdy przewracałam elektroniczne kartki  „If i stay”… Cisza. Może raz było leciutkie drgnięcie i odrobinę zaszklone oczy, ale poza tym zero emocjonalnego zaangażowania. Wiem, że wiele osób jest zachwyconych tą powieścią, jednak mi zdecydowanie czegoś w niej zabrakło. Mimo ciekawego motywu muzyki, która stanowiła tło całego życia Mii, całość wydawała mi się mdła i mało przekonująca, jakby autorka wpadła na pomysł i chciała jak najszybciej pokazać go światu. Jednak, nie wierząc w to, że tak chłodno odebrałam powieść, która wyciska łzy i rozszarpuje serca, postanowiłam obejrzeć równie wzruszający film, licząc na to, że może w dzień czytania coś było nie tak z moją wrażliwością…


http://www.kniznivesmir.cz/wp-content/uploads/2014/07/If-I-Stay-poster-2.jpg



Jednak film również pozostawił mnie obojętną. Spodziewałam się, że wyleję hektolitry łez, bo w wielu przypadkach smutne obrazy filmowe tak manipulują moimi uczuciami, że nie potrafię się powstrzymać, jednak ponownie zderzyłam się z murem biernej postawy. Tylko podczas sceny szpitalnej, w której dziadek Mii mówi jej coś pięknego i ważnego przy łóżku, samotna łza spłynęła mi po policzku. Niestety, poza tym jednym momentem i kilkoma dobrymi piosenkami (m.in. Bena Howarda, Gabrielle Aplin) film był dość monotonny i nie oglądałam go z przyjemnością. Odniosłam wrażenie, że związek Adama i Mii został spłycony (a już w książce nie czułam jego głębi), tak samo jak postać głównej bohaterki.

„If I stay” nie jest złą książką, porusza wiele trudnych kwestii, takich jak utrata najbliższych osób, rozchodzenie się dróg, stawianie czoła gigantycznym problemom. Jednak tym razem nie jestem zadowoloną czytelniczką i moje serce nie zostało poruszone tą historią. Lecz jeśli  czujecie, że klimat tej powieści wpasowuje się w wasz gust literacki – spróbujcie. Być może dostaniecie ładunek emocjonalny, od którego puls wam przyspieszy, a oczy zajdą łzami. :)

piątek, 7 listopada 2014

Podsumowanie października





 
 
Październik był pięknym, ale też niezwykle trudnym miesiącem. Nie pod względem nauki (której, owszem, było jest mnóstwo, ale w jakimś stopniu udało mi się nad nią zapanować), lecz spraw osobistych. Może ktoś ma nadmiar zdrowia i chciałby się nim ze mną podzielić?
Listopad również będzie wymagał siły ducha i wytrwałości. Mam nadzieję, że mi ich nie zabraknie.
 
W minionym miesiącu przeczytałam zaledwie 3 książki, co daje około 1254 strony. Niestety, jakość powieści również nie jest powalająca. Choć były to przyjemne czytadła, a Projekt szczęście zmotywował mnie do pewnych zmian, październik zdecydowanie zasługuje na czarną łatkę.
 
 
 
 
Dorothy Koomson Zaopiekuj się mną
 
Guillaume Musso Papierowa dziewczyna
 
Gretchen Rubin Projekt szczęście
 
Pod względem czytelniczym listopad ruszył z kopyta i 3 bardzo, bardzo dobre książki są już za mną. Mam nadzieję, że poza lekturą uda mi się przeczytać przynajmniej jeszcze jedną powieść.
 

 
A na koniec piosenka, od której ostatnio nie mogę się uwolnić. Trzymajcie się ciepło!
 
 
Patrycja

sobota, 18 października 2014

Nowy cykl na blogu - Litera na dziś

Pomysł na jakąś nowość chodził mi po głowie od dłuższego czasu i w końcu się ukształtował, przybierając tytuł Litera na dziś. Posty z tej serii będą wyglądać tak: wylosuję przypadkową literę alfabetu, a następnie przedstawię autora/powieść/film/potrawę/miejsce/piosenkę/cytat/hobby/cokolwiek przyjdzie mi na myśl, zaczynające się na tę literę. Oprócz tekstu znajdą się tu zdjęcia, filmiki (może nawet nagrane przeze mnie specjalnie na tę okazję? Któż to wie.), przepisy [...], wszystko, co może urozmaicić tekst i pozwoli poznać mnie od nieco innej strony niż tylko tej książkowej, która do tej pory prawie całkowicie dominowała na blogu. Pomysł pewnie z biegiem czasu będzie ewoluował, mam nadzieję, że tego typu posty się spodobają się zarówno mi, jak i Wam. No to zaczynamy :)
Litera na dziś to <werble, tutururututum>... P.

Photograph Ed Sheeran

Uwielbiam głos Eda, emocje, które nim przekazuje, jego teksty, umiejętność oczarowywania słowem. To jedna z moich ulubionych piosenek (jest ich mnóstwo), potrafię zamknąć oczy i słuchać jej raz za razem, i jeszcze raz, i jeszcze jeden...

 
 
Placek owsiano-otrębowy
 
To jeden z moich ulubionych posiłków. Przygotowuję go albo na śniadanie, albo na obiad i zawsze jestem po nim syta. To jedna z najsmaczniejszych rzeczy, jakie goszczą w mojej kuchni, a do tego zdrowa, fit i prosta w przygotowaniu. Po prostu pycha!
Oryginalny przepis można znaleźć na blogu http://feed-me-better.blogspot.com/, ja go nieco zmodyfikowałam. Orzeszki i żurawinę dodaję na oko, owoców jest trochę więcej niż orzechów. To samo z serem - wrzucam około 1/3 kostki, nie lubię, gdy jest go za dużo. :)
 
3 łyżki płatków owsianych górskich
3 łyżki otrębów owsianych
1,5 łyżki siemienia lnianego
trochę orzeszków ziemnych
garstka suszonej żurawiny
mielony ser twarogowy (u mnie chudy, a gdy go nie mam, z braku laku biorę półtłusty)
łyżka miodu (gdy miód znika ze słoika, dodaję łyżeczkę cukru trzcinowego, ale wtedy placek nie smakuje już tak dobrze)

Przygotowuję dwie miski. Do jednej wsypuję otręby, płatki owsiane i siemię lniane. Zalewam ciepłą wodą (tylko tyle, żeby składniki były wilgotne, jeśli da się jej za dużo, placek będzie za rzadki i trzeba będzie dosypać więcej płatków). Do drugiej miski wlewam białko i je ubijam, a w tym czasie płatki nasiąkają. Następnie do miski nr 1 wrzucam orzeszki, żurawinę, miód, ser i żółtko, wszystko dokładnie mieszam i na koniec dodaję ubite białko (często nie jest to sztywna piana, ale nie robi mi to większej różnicy, ważne, żeby jajko było dokładnie wymieszane, inaczej będziemy mieć placko-jajecznicę ;) ).
Masę wykładam na małą rozgrzaną patelnię z odrobiną oleju kokosowego i smażę na oko jakieś 3 minuty na niewielkim ogniu pod przykryciem, później przewracam na drugą stronę i jeszcze kilka razy przerzucam sobie ten placek, choć tak naprawdę nigdy nie udaje mi się zrobić to tak, żeby się nie rozpadł, ale placek jest na tyle miły, że można go uformować nawet na telerzu.
 
 


 
 
 Przyjaźń
 
Jestem typem, który często zamyka się w pokoju, odcinając się od ludzi. Lubię spokojnie posiedzieć, poczytać, posłuchać muzyki, pozbierać i uporządkować myśli, które przez cały dzień szalały w głowie. Nie wyobrażam sobie jednak, że mogłabym się zupełnie odseparować. Rozmowy, żarty, wspólne spędzanie czasu - uwielbiam przebywać w towarzystwie miłych, interesujących ludzi i dzielić się z nimi cząstką mojego ja.
 Przyjaźń to wspaniała relacja. Przyjaciel to jeden z najpiękniejszych skarbów, jaki człowiek może znaleźć, podążając przez życie. Trudno jednak odnaleźć kogoś, komu będziemy mogli w pełni zaufać, kto będzie naszą bratnią duszą. Kiedy jednak spotkamy taką osobę - pielęgnujmy tę niezwykle ważną więź, bo to, co piękne, zwykle jest też bardzo kruche.
 


Pomoc

Wiele osób ma problemy. Trudne sytuacje spadają na człowieka bez żadnego ostrzeżenia i mają ogromną siłę zniszczenia. Wtedy pomocna dłoń jest niczym promyk nadziei. Często nawet drobny gest może wiele zmienić. Trzeba tylko się rozejrzeć i zobaczyć, jak wiele możemy zrobić, jeśli tylko chcemy. Naprawdę - czasem wystarczy jeden uśmiech, żeby uczynić czyjś dzień lepszym.
Mniej więcej rok temu w jakiejś gazecie przeczytałam o akcji fundacji Rak'n'Roll polegającej na zbieraniu włosów, z których tworzy się peruki dla kobiet chorujących na raka. Zdecydowałam wtedy, że kiedyś na pewno zetnę swoje kosmyki. I kilka dni temu, mimo przywiązania do długich włosów, które uwielbiam, ścięłam włosy i wysłałam je fundacji. Mały czyn, który może komuś pomóc. Dlatego zachęcam Was do zajrzenia na profil fundacji - pomóc można na różne sposoby, a czyjeś życie może się dzięki temu zmienić na lepsze.

https://www.facebook.com/FundacjaRaknRoll/app_250572895079800


P

Kilka ulubionych cytatów, zaczynających się na tę piękną literę:

Panie, daj mi siłę, abym zmienił to, co zmienić mogę; daj mi cierpliwość, abym zniósł to, czego zmienić nie mogę, i daj mi mądrość, abym odróżnił jedno od drugiego. - John Green Gwiazd naszych wina        

Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać. - Antoine de Saint-Exupéry

Przez wszystkie te tysiąclecia ludziom nie udało się rozgryźć zagadki, jaką jest miłość.
Na ile jest sprawą ciała, a na ile umysłu?
Ile w niej przypadku, a ile przeznaczenia?
Dlaczego związki doskonałe się rozpadają, a te pozornie niemożliwe trwają w najlepsze? Ludzie nie znaleźli odpowiedzi na te pytania i ja też ich nie znam.
Miłość po prostu jest, albo jej nie ma.
- Stephenie Meyer Intruz
 
 
Mam nadzieję, że wpisy z tej serii się Wam spodobają. Na początek nie chciałam tworzyć zbyt długiej listy, bo oczywiście mogłabym wymienić jeszcze sporo rzeczy, które są dla mnie istotne i zaczynają się na tę literę. Życzę Wam miłego weekendu, trzymajcie się ciepło w tej chłodny, jesienny wieczór. :)
 
Patrycja
 

piątek, 3 października 2014

Podsumowanie września



Wrzesień - koniec wakacji, powrót do szkoły, szaruga za oknem, krótsze dni, chłód. Ale też przepięknie zabarwione liście, kasztany, słońce nieśmiało przebijające przez chmury i ogrzewające zmarznięte policzki, nieodłączny towarzysz w postaci kubka ciepłej zielonej herbaty.

Zaczęła się klasa maturalna i praktycznie każdy dzień wygląda identycznie - szkoła, dom, nauka, spanie, szkoła, dom, nauka, spanie [...]. Czasu na przyjemności jest niewiele, ale staram się zagospodarować dla siebie jak najwięcej wolnych chwil, bo funkcjonowanie oparte tylko na obowiązkach i siedzeniu z nosem w zeszytach na dłuższą metę jest niewykonalne. Albo inaczej - da się tak żyć egzystować, ale straci się cały zapas energii, radości, motywacji i spokoju. Jest ciężko i będzie jeszcze trudniej, ale trzeba to wszystko pogodzić i nie zapominać o tym, że najważniejsze jest nasze samopoczucie i zdrowie - jeśli o nie zadbamy, z wszystkim innym też damy radę. :)

We wrześniu przeczytałam 4 książki (w tym po raz drugi "Hopeless", która oczarowała mnie miesiąc temu i "Miasto kości", z którym zapoznałam się w gimnazjum), co daje około 1817 stron. No, przydałoby się jeszcze wspomnieć o "Weselu", ale przeczytałam tylko połowę, więc...




Colleen Hoover Hopeless recenzja tutaj
Cassandra Clare Miasto kości Kilka lat temu zachwycałam się tą książką i pochłaniałam kolejne części niczym książkoholik po odwyku. Teraz jednak przeczytałam ją bez większych emocji i podekscytowania.
J.A.Redmerski Na krawędzi zawsze - Kontynuacja Na krawędzi nigdy. Ciężko mi sprecyzować opinię na jej temat, ale była nieco słabsza niż pierwsza część (recenzja tutaj )
K.A.Tucker Dziesięć płytkich oddechów - Kolejna powieść z nurtu New Adult, którą przeczytałam. Zbiera wiele dobrych recenzji, jednak jak dla mnie nie wyróżniła się niczym szczególnym. Było sporo ciekawych momentów i dużo emocji, jednak nie wywarła na mnie piorunującego wrażenia. Ot, taki średniak.

Pewnie ilość przeczytanych książek będzie maleć, ale mam nadzieję, że uda mi się przeczytać chociaż jedną w każdym miesiącu. Aktualnie na półce goszczą Niezapominajki, od dłuższego czasu wypatrywałam tej powieści i w końcu pojawiła się w bibliotece. Jaka będzie? Zobaczymy - oby jak najlepsza.

Trzymajcie się ciepło i z uśmiechami na twarzach. :)

Patrycja

niedziela, 31 sierpnia 2014

Podsumowanie sierpnia

 
 
 
Mówią, że to, co dobre, szybko się kończy. Może i to stwierdzenie nie zawsze się sprawdza, ale jeśli chodzi o wakacje, pasuje idealnie. Dwa miesiące odpoczynku, relaksu, swobody minęły niczym minuta na wielkim zegarze życia. Koniec z wylegiwaniem się na ogrodzie, dowolną ilością snu, siedzeniem do późna i czytelniczą rozwiązłością. Cieszę się, że w czasie wakacji przeczytałam sporo książek, bo teraz, gdy zacznie się rok szkolny i klasa maturalna, czasu na czytanie czegoś poza podręcznikami i lekturami będzie naprawdę niewiele. Już planuję stosiki, które przeczytam, gdy skończę liceum! ;) Niestety, nie można żyć samymi przyjemnościami, obowiązki wysuwają się na pierwszy plan i trzeba się z nich wywiązać, najlepiej z okruszyną pozytywnego podejścia, z czym łatwo nie będzie, ale nie jest to niewykonalne.
W sierpniu przeczytałam tyle samo książek, ile w lipcu, a więc 10. Liczba stron, które przerzuciłam (albo naklikałam na czytniku) to około 3760 i to chyba największa suma jak do tej pory. Z większości powieści byłam bardzo zadowolona, przyniosły wiele emocji, przemyśleń. Niektóre nie wybiły się jakoś szczególnie ("Przez burze ognia" czy "Angelfall"), ale nie był też największymi gniotami, z jakimi przyszło mi się zmierzyć. Sierpniowe książki prezentują się tak:
 
 



Mam nadzieję, że wypoczęliście i macie siłę na powrót do edukacji. Ostatni tydzień wakacji nie rozpieszczał pod względem pogody i liczę na to, że wkrótce poprawi się choć odrobinę, bo zawsze jest mi łatwiej siedzieć w czterech klasowych ścianach, kiedy słońce przebija się przez szyby niż wtedy, gdy na niebie wiszą ciężkie, szare chmury i cały świat wygląda tak, jakby pogrążył się w depresji.
Trzymajcie się ciepło i czytajcie same wspaniałe książki!
 
Patrycja

wtorek, 19 sierpnia 2014

J.A.Redmerski „Na krawędzi nigdy”

Na krawędzi nigdy - J.A. Redmerski
Autor: J.A.Redmerski
Tytuł: Na krawędzi nigdy
Tytuł oryginału: The Edge of Never
Rok wydania: 2014
Wydawnictwo: Filia



 
Czujecie czasem potrzebę wyrwania się z miejsca, w którym się znajdujecie? Zostawienia za sobą tego, co stałe i znane, a podążania do tego, co może pomóc w znalezieniu odpowiedzi? Właśnie to robi Camryn – wsiada do autobusu i jedzie w nieznane, mając ze sobą jedynie plecak, mnóstwo niespokojnych myśli w głowie i rozdarte serce.
I co dzieje się w drodze? Camryn poznaje Andrew. A wtedy wędrówka, która miała być podróżą w głąb siebie, staje się też wyprawą do serca drugiej osoby, namiętności i zachwytu nad tym, co tu i teraz.

 
Nie wiem, dlaczego nie zachwycam się tą książką aż tak jak inni. Bohaterowie? Camryn była odważna, nosiła na barkach ciężar, pod którym niejedna osoba by się ugięła. Ale jednak było w niej coś, co momentami mnie irytowało i wydawało się mdłe.
Andrew… Ah, kolejny z listy nieziemskich przystojniaków, na którego widok wszystkie kobiety – młode, starsze, te grzeczne i te nieco mniej – mają ochotę zrzucić majtki. Znacie to, prawda? Był jednak postacią barwną, troskliwą, dynamiczną i utalentowaną.

 
„Na krawędzi nigdy” jest powieścią drogi. Nie tylko dlatego, że bohaterowie podróżują, odwiedzają nowe miejsca, a ich stopy lądują w miejscach, które wcześniej wydawały się poza zasięgiem. Droga Camryn i Andrew jest wycieczką do duszy, własnych lęków, niepewności, tajemnic, walki o każdy dzień, miłości. Są w niej momenty nastrojowe i refleksyjne, pełne uśmiechu i powabu, smutku, gniewu i łez. Ta książka to podróż przez wyboje życia, które są poprzetykane piękną, spokojną równiną.

Zakończenie trzymało w napięciu, sprawiło nawet, że na moment wstrzymałam oddech, by potem… No właśnie, co było potem? Przekonacie się sami, jeśli zdecydujecie się na wędrówkę dusz, którą zaserwowała czytelnikom pani Redmerski.
Długo zastanawiałam się, czy sięgnąć po kolejną część, zatytułowaną „Na krawędzi zawsze”. I choć pierwszy tom nie zrobił na mnie piorunującego wrażenia, pozostawił mieszane uczucia, chcę zobaczyć, dokąd dotrą Andrew i Camryn, jak potoczą się ich losy i czy kierunek, który obrali, przyniesie im wszystkie odpowiedzi, których szukają.

sobota, 9 sierpnia 2014

Co mi w duszy gra

 
Na blogu już dawno nie było wpisu z tej serii, więc pora nadrobić zaległości. Piękny, gorący (ale nie duszny, cud) dzień i melancholijne piosenki. Czasem nie tylko deszcz zostawia mokre ślady na policzkach.
 
 
Loving can hurt
Loving can hurt sometimes
But it’s the only thing
That I know
 
And when it gets hard
You know it can get hard sometimes
It is the only thing that makes us feel alive

Loving can heal
Loving can mend your soul
And it's the only thing
That I know
 
Ed Sheeran Photograph
 
 
The Neighbourhood Sweater weather
 
 
Ed Sheeran Afire love 
 

SOKO We might be dead by tommorow
 

Sam Smith Stay with me

 
Jack Johnson Better together
 

niedziela, 3 sierpnia 2014

Posumowanie lipca

 
 
Lipiec minął zbyt szybko, połowa wakacji przeleciała między palcami jak piasek. To niesprawiedliwe, że przyjemne rzeczy kończą się tak szybko, a te, na które nie mamy ochoty, rozciągają się w nieskończoność. Niby jednostka czasu się nie zmienia, sekundy, minuty i godziny upływają w tym samym tempie, a jednak odczucia towarzyszące temu upływowi chwil są zupełnie inne. W bardzo owocnym pod względem literackim lipcu przeczytałam 10 książek (! Najwięcej od bodajże roku), a wśród nich znalazły się prawdziwe perełki (średnie zapychacze czasu też, ale lepiej patrzeć na pozytywy).
 
 
 
 
Moją opinię Hopeless możecie przeczytać tutaj. Lepiej nie będę teraz mówić o niej ani słowa, bo skończy się to słowotokiem. ;)
19 razy Katherine, Zanim się pojawiłeś, Zaczekaj na mnie, Na krawędzi nigdy - te powieści zostaną w najbliższym czasie zrecenzowane.
 Co do reszty - były to książki niezłe, ale nieszczególnie fascynujące. Najlepsza z nich była Druga szansa, która potrafiła zaplątać myśli i zrobić na nich mnóstwo supełków przez stałe zmiany perspektyw i mroczny nastrój. Kapłanka w bieli wywołała bardzo mieszane
 uczucia, bo miała w sobie coś takiego, że chciałam przeczytać ją do końca, mimo że momentami byłam bardzo znużona i nieco nieusatysfakcjonowana zasobem informacji o świecie czy darach.
 
Mam nadzieję, że sierpień będzie równie książkoholikowy, jednak może w tym nieco przeszkadzać podręcznik do nauki jazdy, któremu powinnam poświęcić najwięcej czasu i uwagi. ;)
 
A na koniec trochę prywaty. Byłam nad morzem i podzielę się z wami kilkoma zdjęciami z wyjazdu, w tych z zachodami słońca można się zakochać (choć nic nie zastąpi oglądania go z kołysanego falami statku).
 

 
 


(Nie wiem, dlaczego te dwa zdjęcia nie chcą się dodać normalnie, tylko bokiem,  wybaczcie tym ich widzimiosiom)



 



 
Ani trochę nie dietetyczna (ciiiii), za to pyszna (wypiłam 1/3, zanim zrobiłam zdjęcie...) kawa mrożona, mmm.
 
 
 I na koniec małe półujawnienie ;) (nie wiem, co ta jakość zrobiła z moimi włosami, możecie wierzyć mi na słowo, że nie wyglądają jak poszarpane, rozpikselowane kawałki włóczki)


Udanej drugiej części wakacji, samych dobrych lektur i uśmiechu na twarzy (nawet, gdy pogoda się psuje, leje jak z cebra i pioruny wywołują palpitacje serca).

Patrycja
 

piątek, 1 sierpnia 2014

Colleen Hoover „Hopeless”

Hopeless - Colleen Hoover
Autor: Colleen Hoover
Tytuł: Hopeless
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 276

Ostatnio jestem coraz bardziej wybredna, jeśli chodzi o powieści. A jeśli chodzi o powieści z młodymi bohaterami i wątkiem miłosnym, już w ogóle zaczęłam kręcić nosem. Hopeless było moim drugim podejściem do nurtu Young Adult. Po początku, który nie był zbyt zachęcający (zachowanie Sky i Six potrafiło wprawić mnie w niemałe osłupienie i zdegustowanie), moja poprzeczka wymagań diametralnie spadła. A później… Później okazało się, że Hopeless nie dość, że ją przeskoczyło, to jeszcze wybiło się wystarczająco mocno, by dotrzeć do bardzo odległych od ziemi wyżyn – mojej duszy.

Choć Sky pod wieloma względami przypomina swoje rówieśniczki,  kilka rzeczy ją od nich różni – nie chodzi do szkoły, tylko uczy się w domu; nie ma telewizora, komputera ani komórki, a co za tym idzie Facebooka, Instagrama ani żadnego internetowego kontaktu z innymi ludźmi; nigdy nie była zakochana, ani nawet nie czuła pociągu do żadnego chłopaka. To ten ostatni problem przez długi czas zaprzątał myśli Sky i jej przyjaciółki. Jednak początkowa „nieczułość” Sky ulatnia się, gdy spotyka Holdera – chłopaka, który budzi w niej nieznane dotąd uczucia, i to z siłą ogromnej fali. Jednak Holder budzi nie tylko emocje Sky – przywraca do życia wspomnienia, tajemnice, lęki. Z każdym dniem to, co jest pomiędzy dwójką bohaterów, pogłębia się, wzmacnia i pięknieje, choć nie obywa się bez trudnych momentów, kłótni, łez, cierpienia.

Colleen Hoover przedstawia w swojej książce uczucia subtelne i wyjątkowe, ale zarówno Sky, jak i Holder oraz Karen muszą się zmierzyć z demonami przeszłości, które przez długi czas były ukryte, aż pewnego dnia zaczęły przedzierać się z powrotem przez cienką zasłonę kłamstw i zapomnienia. Hopeless to opowieść nie tylko o zauroczeniu przeradzającym się w miłość. To czołowe zderzenie ze zgubieniem własnej tożsamości, wykorzystywaniem seksualnym, śmiercią, tragedią, tęsknotą i rozpaczą. Ładunek emocjonalny, który uderza w czytelnika z siłą huraganu. Coś nie do opisania słowami. To trzeba przeczytać i poczuć, przetłumaczyć na język własnej wrażliwości.

 


Nie obyło się jednak bez małych minusów, które Hopeless niestety posiada. Zachowanie bohaterek, o którym wspomniałam na początku, zachwyty nad urodą (choć i tak były zdecydowanie krótsze niż te w innych książkach) i dużo opisów wspaniałych pocałunków nie stanowiło mocnych stron tej powieści. Jednak ostatnio zaczęłam się zastanawiać nad tego typu sprawami – pewne cechy bohaterów, które są odrzucające i irytujące, to wychwalanie partnerów i rozpływanie się nad ich zaletami (zarówno fizycznymi, jak i psychicznymi). Czy nie jest tak w prawdziwym życiu? Że ludzie mają wady i czasem zachowują się tak, jakby coś bardzo ciężkiego uderzyło ich w głowę i odebrało zdolność racjonalnego myślenia, moralnego zachowania czy większej, hm, powściągliwości w pewnych sprawach? Czy podczas pierwszej fazy zauroczenia, związku, ludzie nie są tak zauroczeni drugą osobą, że myślą tylko o tym, jaka jest wspaniała? W wielu książkach bohaterowie podejmują decyzje, za które mamy ochotę ich udusić, wypowiadają słowa, które należałoby z powrotem wepchnąć im do gardeł, mówią/myślą/robią coś, co w pierwszym momencie wydaje nam się złe/odpychające/nie na miejscu. Ale czy naprawdę chcemy czytać o idealnych ludziach, którzy nie istnieją i nigdy nie znajdą odzwierciedlenia w rzeczywistości? O świetnie zaprojektowanych robotach, które uśmiechają się i zawsze mówią to, co należy powiedzieć, w trudnych sytuacjach nie gubią na chwilę własnej osobowości, nie mają życiowych dylematów i nie szukają siebie, z potknięciami, a czasem i upadkami na samo dno ciemnej dziury pełnej okropnych i zniesmaczających wyborów? Sami sobie odpowiedzcie na to pytanie, moje podejście do tych kwestii jest chyba łatwe do wyłowienia z tego przydługiego monologu. ;)

A jeśli już jesteśmy przy ideałach – w Hopeless ich nie znajdziecie, bohaterowie nie próbują się wybielić ani napisać happy idealnego zakończenia swojej historii. Otwarcie mówią, że ich życie jest poplątane, skomplikowane, ma dużo krzywizn i pęknięć. I właśnie to bardzo mi się podobało – brak cukierkowatości, narzucania na zwykłe, nieidealne sprawy idealności. Przyjmowali świat z jego wadami i zaletami, godząc się ze wszystkimi trudnymi rzeczami, z którymi przyjdzie im się zmierzyć.

 


Hopeless wyrywa oddech. Steruje uczuciami stąpającymi po rozedrganej linie, raz po raz przyprawiając o przyspieszone bicie serca i zasłonięcie ust dłonią, by nie wyrwał się z nich szloch albo krzyk. Szarpie duszą, głaszcze ją, skrapia łzami, ale i podrywa do śmiechu. Mroczne wspomnienia i okrutny los przeplatają się tutaj z piękną, n i e i d e a l n ą miłością, zarówno jeśli chodzi o Sky i Holdera, jak i ich rodziny. Może dla niektórych to zwykła, młodzieżowa powieść, którą czyta się tak o i odkłada bez zamętu w głowie na półkę. Dla mnie jest doskonale niedoskonała.


+Piękna, urocza okładka, na którą mogę patrzeć bez końca.
 

sobota, 5 lipca 2014

Podsumowanie czerwca

 

Nareszcie! Czerwiec się skończył i nadeszły długo wyczekiwane wakacje. Spokojny, długi sen, kolorowe koktajle, mrożona kawa, leżenie na ogródku z książką w dłoni - po prostu cudownie.
W minionym miesiącu przeczytałam 6 pozycji, które od dłuższego czasu znajdowały się na mojej liście, co daje około 2048 stron. Pod względem czytelniczym czerwiec wypadł bardzo dobrze, większość powieści mi się podobała, choć żadna nie powaliła mnie na kolana.
 

Sekret Julii - Tahereh Mafi

Szukając Noel - Richard Paul EvansStokrotki w śniegu - Richard Paul Evans
Ślady małych stóp na piasku - Anne-Dauphine JulliandPrawo matki - Diane ChamberlainKlątwa Tygrysa - Colleen Houck
 
Tehereh Mafi Sekret Julii - Po przeczytaniu Dotyku Julii (moja opinia tutaj) niecierpliwie czekałam na kolejną część. Trzymała w napięciu tak samo jak poprzedniczka, ale miejscami była nieco irytująca. Na szczęście postawa Julii na końcu książki zamazała to odczucie i jeśli utrzyma się w 3 tomie, przeczytam go z przyjemnością.
Richard Paul Evans Szukając Noel - Ciepła powieść rozgrzewająca serce i całkiem przyjemne pióro - polecam.
Richard Paul Evans Stokrotki w śniegu- Ta książka przypadła mi do gustu nieco mniej niż SN i gdybym to po nią sięgnęła w pierwszej kolejności, raczej nie zagłębiałabym się dalej w twórczość pana Evansa.
Anne-Dauphine Julliand  Ślady małych stóp na piasku - Dostałam ją na urodziny. Jest to opowieść o bardzo ciężkiej chorobie, sile miłości i wspaniałej rodzinie, którą podziwiam za wytrwałość.
Diane Chamberlain Prawo matki - Byłam bardzo ciekawa tej powieści i muszę przyznać, że mam co do niej bardzo mieszane uczucia. Pod wieloma względami przypomina książki Picoult, ale moim zdaniem jest od nich nieco słabsza.
Colleen Houck Klątwa tygrysa - Początkowo nie byłam zainteresowana nową serią dla młodzieży, ale chęć odsapnięcia od cięższej literatury zwyciężyła. Ciekawy pomysł, piękna okładka i kilka zaskakujących momentów, jednak ogólny schemat po raz kolejny został powielony (na szczęście znalazło się kilka odstępstw od normy)- piękna ona i piękni oni (dwóch, oczywiście zapatrzonych w nią jak w obrazek).
 
 
Życzę Wam udanych, niezapomnianych wakacji pełnych uśmiechu i relaksu :)
 
Patrycja


sobota, 21 czerwca 2014

Co mi w duszy gra + stosik

 
Witajcie.
Dziś mam dla Was kolejną porcję piosenek, które ostatnio ciągle lecą z moich głośników. Na początek moi ukochani Ed Sheeran i Birdy z utworami pojawiającymi się w filmie "Gwiazd naszych wina" (wcześniej na moim blogu nie pojawiały się recenzje filmów, ale czas to zmienić, więc niebawem pojawi się kilka słów o "The fault in our stars"; teraz powiem tylko, że film był wspaniały. A moją opinię o książce możecie przeczytać TUTAJ ). Zapraszam do słuchania.
 
 
Ed Sheeran All of the stars
 

Birdy Not about angles
 
 
John Legend All of me

 
Bastille Flaws
 
 
Linkin Park Numb
 
 
Adam Barnes Come undone
 
 
 
A na koniec jeszcze czerwcowo-lipcowy stosik. Sekret Julii i Klątwa Tygrysa już za mną, teraz czytam Prawo matki (jestem prawie w połowie i nie mogę pozbyć się odczucia, że powieść jest podobna do tych Jodi Picoult, tyle że tutaj styl i narracja mniej mi się podobają) i Ślady małych stóp na piasku. Mam nadzieję, że żadna książka mnie nie rozczaruje i czekam na kolejne zarezerwowane pozycje. Czytelniczy sezon wakacyjny uważam za otwarty :)
 
 
Patrycja
 
 


niedziela, 15 czerwca 2014

Gemma Malley „Deklaracja”

http://s.lubimyczytac.pl/upload/books/64000/64691/352x500.jpg
Autor: Gemma Malley
Tytuł: Deklaracja
Tytuł oryginału: The Declaration
Wydawnictwo: Wilga
Ilość stron: 311


Czasem to, co ma ratować świat, niszczy go jeszcze bardziej.
Czasem to, co początkowo uznajemy za cud, okazuje się przekleństwem.
Czasem życie powinno dobiec końca.

 

W przyszłości ludzie dzielą się na dwie grupy – nadmiarów i legalnych. To od przynależności do którejś z nich zależy to, jak będziesz żyć, a nawet czy w ogóle będzie ci dane egzystować na świecie.  Choroby nie stanowią już problemu – dzięki Długowieczności ludziom niegroźny jest rak czy AIDS. Co więcej, nie starzeją się. Nie starzeją się, więc nie umierają. Kusząca wizja, prawda? Jednak prędzej czy później musiał nadejść krytyczny moment – na świecie zaczęło brakować miejsca dla wszystkich ludzi. Stworzono więc Deklarację, która początkowo pozwalała na posiadanie tylko jednego dziecka, a później uległa modyfikacji i wszelkie potomstwo było zakazane. Jeśli w jakiejś rodzinie pojawiło się dziecko – musiało zostać zlikwidowane. Pozostawała jeszcze jedna opcja – Rezygnacja. Oddanie swojego życia za życie dziecka/zaprzestanie przyjmowania tabletek na długowieczność.
 

 

Anna urodziła się jako nadmiar. Odebrano ją rodzicom i umieszczono w zakładzie, gdzie była przygotowywana do służenia tym, którzy mieli prawo się urodzić. Tak długo wpajano jej, że nie powinna istnieć, że jej życie to błąd, a rodzice zasługują tylko na nienawiść po tym, jak popełnili Grzech, aż w to uwierzyła i pozwoliła na zupełne podporządkowanie władzom. Dziewczyna robi wszystko, żeby stać się wartościowym zasobem i choć częściowo zminimalizować szkodę, jaką były jej narodziny. W jej zachowaniu nie ma ani odrobiny buntu przeciwko zasadom panującym w zakładzie… Do czasu, gdy pojawia się Peter, który wie o Annie zdecydowanie więcej niż powinien. I burzy wszystko to, co pracownicy zakładu starannie budowali w głowie i duszy Anny przez wiele lat.
 
Lubię powieści przedstawiające świat w przyszłości. Są przerażające przez ogrom cierpienia i bezduszności, ale i uświadamiające dzięki pokazywaniu, do czego mogą doprowadzić ludzkie pragnienia, ambicje i pobudki.
 
W „Deklaracji” widzimy ludzi, którzy zażywają lek zapewniający długowieczność, można by rzec nieśmiertelność (nie biorąc pod uwagę ataków z bronią itd.). Wydawałoby się, że to spełnienia największych marzeń – wszystkie choroby są uleczalne, a życie trwa i trwa. Jednak gdy prawie nikt nie umiera, a wciąż rodzą się nowi mieszkańcy, dochodzi do przeludnienia. A to prowadzi do eliminacji (cóż za eufemizm) lub wykorzystywania nadmiarów. Brutalne zabieranie dzieci rodzicom, śmierć lub przetrzymywanie w zakładach. Piękny sen o wiecznym życiu zmienił się w koszmar.
 
„Deklaracja” nieco mnie rozczarowała. Jest ciekawa wizja, jest kilka momentów oczekiwania i zaskoczenia. Są wydarzenia nakłaniające do refleksji nad światem i człowiekiem. Powieść czyta się dość przyjemnie, jednak bohaterowie nie zaskarbili sobie mojej sympatii w jakiś szczególny sposób, a ogół fabuły nie zrobił na mnie takiego wrażenia, jakiego się spodziewałam. Mimo to warto przeczytać tę książkę, chociażby ze względu na tak dramatyczną wizję przyszłości i pokazanie, jak ogromny wpływ na światopogląd i całe życie ma bycie kochanym i obdarzanie miłością innych.
 

niedziela, 1 czerwca 2014

Podsumowanie maja

źródło
 

Maj był niesamowicie pracowitym i stresującym miesiącem. Mój humor (który pasowałby raczej do jesieni niż do wiosny) poprawiała jedynie wspaniała pogoda, która, mimo kilku deszczowych, burzliwych dni, wywoływała uśmiech i przypominała o zbliżających się wakacjach.
W podsumowaniu tego miesiąca znajdą się zaledwie 3 książki, w tym jedna lektura (którą właśnie kończę, ale że czytanie jej zajęło mi większą część maja, więc mimo wszystko postanowiłam ją tu umieścić).

Nigdy i na zawsze - Ann BrasharesSzukając Alaski - John GreenZbrodnia i kara - Fiodor Dostojewski

Ann Brashares Nigdy i na zawsze - Polowałam na tę książkę od długiego czasu, więc gdy w końcu ukazała się moim oczom, bez wahania ją wypożyczyłam. Miałam co do niej dość duże oczekiwania (muszę przestać to robić, inaczej rozczarowania są podwójne) i w połowie je spełniła. Ciekawy pomysł z dość dobrym wykonaniem, jednak czegoś mi w niej zabrakło.
John Green Szukając Alaski  - Na tę powieść również musiałam trochę poczekać, ale było warto. Po raz kolejny Green udowodnił, że nieprzypadkowo stał się jednym z moich ulubionych pisarzy. Tematycznie książka przypomina Papierowe miasta, jednak spodobała mi się o wiele bardziej i nieco mnie wzruszyła, co nie udało się Pm.
Fiodor Dostojewski Zbrodnia i kara - W porównaniu do lektur, przez które musiałam przebrnąć w ostatnim czasie, ta wypada zdecydowanie lepiej. Czyta się ją bez większych problemów (choć według mnie pewne momenty są przydługie), a i czasami potrafiła wzbudzić we mnie zainteresowanie, co będzie dalej. Tematyka również przystępna, jednak postać Raskolnikowa nie przypadła mi do gustu.
 
 
Mam nadzieję, że w tym miesiącu będzie lepiej i będę mogła wylegiwać się na ogródku z książką w ręce i stosem kolejnych czekającym na półce. :)
 
Na koniec świetna piosenka o energetycznym brzmieniu.
 
Patrycja
 


czwartek, 1 maja 2014

Podsumowanie kwietnia

 
Dobry wieczór :) Minął kolejny miesiąc, więc czas na małe podsumowanie. Patrząc na poprzednie wyniki, jest lepiej, a to dzięki temu, że byłam chora i przeczytałam 3 książki w kilka dni. Łącznie udało mi się przeczytać 6 pozycji, co daje około 1990 stron.
 
 
Dziewiętnaście minut - Jodi PicoultDeklaracja - Gemma Malley
Jądro ciemności - Joseph ConradWichrowe wzgórza - Emily Jane BrontëChłopiec, którego nikt nie kochał - Casey WatsonCarrie - Stephen King

Jodi Picoult Dziewiętnaście minut - Po raz kolejny pochłaniałam książkę pani Picoult z zapartym tchem. Autorka stanęła na wysokości zadania.
 
 
Gemma Malley Deklaracja Nie wiem, czy miałam wobec tej książki za duże oczekiwania, czy po prostu nie do końca trafiła w mój gust, ale spodziewałam się czegoś więcej. Jestem w trakcie pisania recenzji, więc niedługo powiem o niej kilka słów więcej.
 
Casey Watson Chłopiec, którego nikt nie kochał - O powieściach tej autorki czytałam dość sporo i w końcu udało mi się trafić na jedną z nich. Ciężko oceniać trudne historie. W każdym razie Casey Watson przedstawia sytuacje naturalnie, w ciepły i poruszający sposób.
 
Joseph Conrad Jądro ciemności Jedna z nudniejszych lektur, jakie miałam nieszczęście czytać. Byłam tak znużona, że musiałam wkładać w dużo wysiłku w skupienie się na każdym kolejnym wyrazie (dobrze, że była to jedna z krótszych pozycji).
 
Stephen King Carrie - Już od dłuższego czasu chciałam się zapoznać z twórczością tej sławnej osobistości, miałam jednak wątpliwości, gdyż nie lubię horrorów. Carrie wydała mi się na tyle niestrasznym dziełem, że sięgnęłam po nią w pierwszej kolejności. Jest tu strach, ale zupełnie innego rodzaju. To nie koniec mojej styczności z powieściami Kinga, jednak pewnie będę wybierać te mniej mrożące krew w żyłach.
 
 

Jestem zadowolona z kwietniowego wyniku, szkoda tylko, że nie wszystkie utwory przypadły mi do gustu. Liczę na to, że będzie lepiej.
Od dłuższego czasu po głowie chodzi mi pewien pomysł, dzisiaj dołączył kolejny i myślę, że niedługo pojawią się one na blogu i nieco go urozmaicą.

Mam nadzieję, że w kwietniu przeczytaliście same dobre książki i korzystaliście z pogody, która od czasu do czasu nas rozpieszczała :)

Trzymajcie się i czytajcie, czytajcie, czytajcie.

Patrycja