Autor: John Green Tytuł: Gwiazd naszych wina Tytuł oryginału: The fault in our stars Ilość stron: 312 Wydawnictwo: Bukowy Las Rok wydania: 2013
Hazel ma raka. Raka płuc. Wózek z butlą z tlenem jest jej
nieodłącznym towarzyszem. Tak jak „Cios udręki” – książka, którą Hazel czytała
wielokrotnie i do której wciąż wraca.
Dziewczyna całymi dniami ogląda program o modelkach,
praktycznie nie wychodzi z domu. Wyjątek
stanowi grupa wsparcia dla chorych nastolatków, gdzie chodzi za silną namową
rodziców. To właśnie tam poznaje Augustusa – chłopaka wyjątkowego, intrygującego,
przystojnego i na dodatek zainteresowanego jej osobą. Chłopaka, który wprowadzi
ją do innego świata i zabierze w miejsca, w których nigdy nie była (dosłownie i
w przenośni).
Cóż mogę powiedzieć o tej powieści, gdy napisano o niej już tak
wiele, a mi samej brakuje celnych słów? Jest wyjątkowa, wybija się na tle
literatury młodzieżowej/chorobowej/śmierciowej. Ukazuje widmo śmierci i życie
osoby, nad którą ciąży, z szerszej perspektywy. Bierzemy udział w podróży młodych
ludzi, którzy poznają smak miłości, cierpienia, straty, przyjaźni, ulotności
chwil, radości. Razem z nimi zagłębiamy się w egzystencjalne pytania i szukamy
trudnych do znalezienia odpowiedzi. Bardzo ciekawym zabiegiem jest umieszczenie
książki w książce. „Cios udręki” jest ważnym motywem, który silnie oddziałuje na
Hazel, jej wybory, cele i przemyślenia. „Gwiazd naszych wina” to podróż w głąb
duszy, pokonywanie lęków, robienie wyłomów w murach. Trzeba ją przeczytać, a
wtedy zrozumie się, jakie emocje wywołuje i jak ciężko okiełznać huragan, który
szaleje w naszym wnętrzu po jej odłożeniu.
John Green pisze w sposób, który do mnie przemawia – bez
zbędnego dramatyzmu, naturalnie, z humorem i ironią, inteligentnie. Kartki mkną
jak szalone, mimo wzruszeń i chwil refleksji w jego powieściach jest jakaś
lekkość, która nadaje czytaniu inny wymiar. Porusza, ale pozostawia w duszy
rodzaj ciepła, który rozgrzewa mimo smutku. To dopiero druga książka autora, z
którą się zapoznałam, ale jestem pewna, że sięgnę po więcej, bo pan Green pisze
znakomicie, a jego utwory zapadają w pamięć i serce.
|
niedziela, 19 stycznia 2014
John Green „Gwiazd naszych wina”
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Każdy faceta chwali, ciekaw jestem, czy i do mnie by przemówił, często mam tak, że te wychwalane książki strasznie mnie zawodzą ;-) Ale chętnie spróbuje.
OdpowiedzUsuńWłaśnie w przypadku Greena bardzo bałam się rozczarowania i choć na "Papierowe miasta" trochę kręciłam nosem, to "Gwiazd naszych wina" wpadło do szufladki ś w i e t n e.
UsuńSpróbuj, jestem ciekawa, czy przypadłaby Ci do gustu :)
Czytałam i wspominam GNW bardzo dobrze, choć czegoś mi w tej książce brakowało... Mam nadzieję, że inne książki Greena będą tak świetne jak historia o Hazel albo nawet lepsze :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajna recenzja. Książka czeka na mojej półce w 'kolejce' aż po nią sięgnę. Planuje się za nią zabrać, kiedy już skończę "Zaklinacza deszczu" Grishama.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Mam ogromną ochotę na tę książkę, szczególnie po tych wszystkich recenzjach, które udało mi się do tej pory przeczytać! Czeka na mojej półce na swoją kolej, nie mogę się doczekać, aż ona nadejdzie, ale niestety książki z biblioteki maja pierwszeństwo, bo terminy gonią. :)
OdpowiedzUsuńmi również bardzo podobała się ta książka. uwielbiałam tę magię którą emanowała.... mimo, że temat smutny to przyjemnie się ją czytało, dzięki panu Greenowi :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie :)
http://recenzjeami.blogspot.com/