sobota, 7 września 2013

John Green „Papierowe miasta”

Papierowe miasta - John Green
Autor: John Green
Tytuł: Papierowe miasta
Tytuł oryginału: Paper Towns
Wydawnictwo: Bukowy Las
Ilość stron: 400

 
 
Quentin (dla przyjaciół Q) to sympatyczny, inteligentny nastolatek, od lat zakochany w swojej fascynującej sąsiadce, Margo. Traci nadzieję na to, że dziewczyna zwróci na niego uwagę, gdy nagle pewnej nocy, zakamuflowana niczym ninja, zjawia się w jego pokoju i wciąga go w swój plan zemsty, który odmieni Q i wywróci kilka najbliższych dni do góry nogami. Marzenia o wielkiej miłości będą jednak musiały poradzić sobie z trudną przeszkodą – Margo znika następnego ranka i nikt nie ma pojęcia, gdzie się podziała. Wygląda jednak na to, że zostawiła Quentinowi wskazówki, które mają go do niej doprowadzić. Czy jednak tropy, którymi podąża wraz z przyjaciółmi, naprawdę są sprawka Margo, czy to los chce, by Q odnalazł dziewczynę, która od zawsze zaprzątała jego myśli?

Już dawno nie śmiałam się podczas czytania książki. Naprawdę. A czytając „Papierowe miasta”… Co chwilę miałam uśmiech na ustach albo chichotałam pod nosem. Dialogi bohaterów są naprawdę dobrze poprowadzone, nie brakuje solidnej dawki humoru, która łagodzi melancholijność powieści i ponure wydarzenia. John Green nie popadł ze skrajności w skrajność – nie było ani cukierkowo, ani kompletnie dramatycznie. Autor ma lekkie pióro, kartki mkną jedna po drugiej. Nie mamy tu do czynienia z banalnym, prostym językiem, choć oczywiście zdarza się, że bohaterowie wypowiadają się w sposób młodzieżowy i nieskomplikowany, ale nie jest to infantylne i pisarz raczy nas też bardziej wyszukanymi zwrotami.

Pomysł sam w sobie nie jest zły, jednak nie do końca przekonuje mnie mroczna, tajemnicza nastolatka, za którą czwórka ludzi mknie na łeb na szyję, tak naprawdę poruszając się po omacku. Choć odkrywanie tajemnic często nie przychodziło Q łatwo, przez całą akcję poszukiwawczą miałam wrażenie, że jednak to wszystko nie gra tak czysto, jak powinno. Mimo wszystko powieść dostarcza pozytywnych emocji, zmusza do chwili zastanowienia i pozytywnie zaskakuje stylem. Choć nie wywarła na mnie ogromnego wrażenia, na pewno przeczytam inne książki pana Greena z nadzieją na to, że okażą się jeszcze lepsze niż „Papierowe miasta”.
 
Ocena: 7,5/10

 

 

8 komentarzy:

  1. Tajemniczość to element w książkach, który mnie do nich przyciąga, jednak też sprawia, że najchętniej rzuciłabym danym utworem przez całą szerokość pokoju. Mimo to zaciekawiłaś mnie na tyle, że będę wypatrywać tej książki w bibliotece :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Musze w końcu poznać twórczość Greem'a. Nalezę do tej mniejszości która nigdy nie przeczytała żadnej książki autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Gwiazd naszych wina" czytało mi się przyjemnie, chociaż powieść nie rzuciła mnie na kolana, tak jak stało się to w przypadku dużej grupy czytelników. Niemniej chętnie poznam resztę książek Greena.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pomysł jak i przesłanie tej powieści mnie urzekły. Nieszablonowa, oryginalna, ciekawa książka, która powinna stać się lekturą szkolną (okej, może przesadzam ;))! Humor fenomenalny: ciągle się śmiałam. Bohaterzy według mnie wszyscy doskonale wykreowani. Szczególnie Q i Ben :D
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Z każdą kolejną książką coraz bardziej lubię Greena, nie mogę się doczekać "Szukając Alaski". :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dużo ostatnio szumu jest z tą książką. Może kiedyś po nią sięgnę i przeczytam.

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. No to wiem, co jeszcze przeczytam :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Wśród tego "Greenowego" szaleństwa nie udało mi się jeszcze dorwać jego książek, ale z pewnością za jakiś czas je sobie sprezentuję i sprawdzę czy rzeczwyiście warto :)

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń