sobota, 18 kwietnia 2015

Momenty na zdjęciach

Matura już za dwa tygodnie, więc nauka stoi teraz w centrum mojego wszechświata. Trzeba zacisnąć zęby, uwierzyć w siebie i jakoś sobie poradzić. Dzisiaj szybki post ze zdjęciami - moja codzienność uchwycona w sekundę. ;)


Uwielbiam kawę! Kiedyś piłam tylko Inkę albo Anatola, teraz moje kubki smakowe rozpieszczają świeżo zmielone ziarna. Bardzo rzadko piję rozpuszczalną, zazwyczaj proces robienia kawy wygląda tak: wsypuję kawę mieloną do małego garnka, dodaję kardamon, imbir, kakao i cynamon. Zalewam filtrowaną wodą i podgrzewam, ale nie gotuję, wyłączam gaz chwilę przed tym, zanim woda zacznie bulgotać. Później opcje są dwie - albo piję taką małą czarną (co kiedyś było nie do pomyślenia! Bez cukru i mleka? Ble!), albo dodaję spienione mleko i posypuję kakao, żeby było miło dla oka. ;)
 



 
 
Oprócz tego mam fioła na punkcie herbat - zielona, zielona z dodatkami, owocowa, czerwona, biała, yerba mate... Trochę tego jest.
 
 
 
 
Jedno z moich ulubionych, lekkich śniadań - jogurt naturalny z owocami.
 
 
Świece, świeczki, świeczuszki, kominki - klimat, jaki tworzą, jest niesamowity i bardzo często małe światełka palą się w moim pokoju.
 
Ostatnio w końcu wyszło słońce i pogoda zaczęła zasługiwać na miano wiosennej, ale niestety dzisiaj jest pochmurnie, zimno i deszczowo/gradowo.
 

 
Trzymajcie się ciepło :) Postaram się dodać jakiś wpis (recenzja filmu albo ulubione maski do włosów) przed maturami, ale niczego nie obiecuję. Jeszcze tyle trzeba powtórzyć!


poniedziałek, 30 marca 2015

Cecelia Ahern „Love, Rosie”


Znacie kogoś od najmłodszych lat. Wystarczy jedno spojrzenie i już wiecie, że coś go trapi. Rozumiecie się bez słów i śmiejecie do rozpuku z tylko wam znanych wpadek i historyjek. Złota przyjaźń, która trwa latami, dekadami. Ale pojawia się coś więcej. Coś, co jest o krok przed wami i oboje to widzicie, ale też oboje tkwicie w szponach strachu, przez co nie możecie tego dogonić. A wystarczyłoby tylko kilka słów.
 
 
Autor: Cecelia Ahern
Tytuł: Love, Rosie
Wydawnictwo: Akurat
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 512


Rosie Dunne i Alex Stewart są nierozłączni. No, może poza momentami, kiedy w dzieciństwie jedno nie zaprasza drugiego na urodziny, bo to przyjęcie tylko dla dziewczyn/chłopców. Albo kiedy Alex przeprowadza się z rodzicami do Ameryki, zostawiając Irlandię i Rosie daleko za sobą. Jednak nawet odległość nie jest w stanie przerwać mocnej nici ich przyjaźni. Co nie oznacza, że obejdzie się bez burz, pretensji i łez. A już na pewno pojawi się milczenie.

 

Cecelia Ahern wykreowała bohaterów z krwi i kości. Każdy, kto przewija się przez kartki tej powieści, ma wyrazisty charakter, szybko zapada w pamięć i jest normalnie ludzki. Nie ma tu żadnej idealizacji, wszyscy mają wady, które przeszkadzają w codziennym życiu i spełnieniu pragnień, mocne strony, które pozwalają osiągnąć sukces, małe i duże marzenia. Rosie ma cięty język i jest bardzo błyskotliwa, jej determinacja w dążeniu do posiadania własnego hotelu jest godna podziwu, ale upór i częste bycie głuchą, gdy inni dawali jej dobre rady, a ona odwracała się od prawdy plecami, niejednokrotnie budziło we mnie chęć potrząśnięcia nią i krzyknięcia „Dziewczyno, co Ty wyrabiasz?!”. Tak samo było z Alexem – dowcipny, oddany i dobry, ale brnący w bagno nieudanych związków, które od początku nie miały solidnych fundamentów.

 

 
 
Pomysł z przedstawieniem całej historii za pomocą listów, e-mail’i, rozmów na czacie itd. jest interesujący i pozwala na dynamiczne i dość płynne przeskakiwanie w czasie, ukazywanie osobowości bohaterów, drobnostek, które w normalnie napisanej książce mogłyby być nużące i ciężkie do wplecenia. Jednak początkowo kilka razy byłam trochę zmęczona tą formą i miałam ochotę na odrobinę zwyczajnej akcji. Uczucie irytacji niejednokrotnie pojawiało się też przez „ślepotę” głównych bohaterów – ich mijanie się, niedostrzeganie prostych sygnałów potrafiło mnie zdenerwować. Jednak w pewnym momencie uświadomiłam sobie, że wielu ludzi błądzi po omacku w relacjach z drugą osobą, bojąc się jej reakcji, napotykając przeszkody. Ile razy chcesz coś komuś wyznać, ale w ostatniej chwili gryziesz się w język z obawy, że zostaniesz odrzucony, wyśmiany, niezrozumiany? Ile razy opuszcza cię odwaga i emocje przyćmiewają racjonalne myślenie, pchają do tyłu, zamiast pomagać iść do przodu? Takie błądzenie i destrukcja z pozoru błahych czynów jest rzeczą ludzką. Proste zdania i próby urastają do rangi gigantycznego problemu, a strach sprawia, że szanse przemykają nam przed samym nosem.

 

Na uznanie zdecydowanie zasługuje poczucie humoru, które praktycznie nie opuszcza stron powieści ani na chwilę. Nie zliczę, ile razy uśmiech przemknął mi po twarzy podczas czytania, bo musiałabym użyć jakichś skomplikowanych wzorów, logarytmów, pewnie jeszcze zahaczyłabym o jakąś funkcję (wybaczcie, widzicie, co ta matura robi z człowiekiem?!), ale naprawdę wielokrotnie bohaterowie rozbawiali mnie swoimi przekomarzaniami (szczególnie Rosie i Ruby). Pani Ahern obdarzyła swoje postaci nie tylko językiem wyćwiczonym w rzucaniu w innych ironicznymi zdaniami, ale również hartem ducha, przywiązaniem do rodziny, umiejętnością dostrzegania wszystkich odcieni życia – od bieli, przez czerń i szarości, aż po wszystkie kolory tęczy.

 


Z tej książki niewątpliwie można wynieść wiele cennych życiowych lekcji. Trzeba walczyć o swoje marzenia. Cieszyć się drobnostkami i małymi, pięknymi chwilami. Dbać o rodzinę. Otaczać się ludźmi, dla których naprawdę jesteś ważny, a nie tymi, którzy traktują cię jak tymczasowy postój.

 


Myśl, która pojawia się w mojej głowie, gdy patrzę na tytuł „Love, Rosie”? Miłość jest ogromna, ale nie możemy pozwolić strachowi, by nas oślepił i doprowadził do jej przeoczenia.

piątek, 20 marca 2015

Co mi w duszy gra

 
Dobry wieczór!
Dziś mam dla Was kolejne zestawienie piosenek. Jest trochę nastrojowo, trochę dynamicznie, trochę magicznie. Mam nadzieję, że odnajdziecie w tych utworach coś, co zapadnie Wam w pamięć i w serce. :)
 
 
 
James Young I'll be good
 

The Script Superheroes
 
 
The Script If you could see me now
 

Ed Sheeran I'm a mess
 

Hozier Take me to church
 
 
Snow Patrol Chasing cars
 
 

Właśnie te piosenki są ostatnio ciągle odtwarzane na Spotify. I'll be good jest bardzo prawdziwa i przenika do szpiku kości. The Script... Rany, tylko tyle jestem w stanie powiedzieć. Jeśli przeglądaliście poprzednie posty z tej serii, wiecie, że Ed jest moją muzyczną miłością. Zdaję sobie sprawę z tego, że Hozier jest teraz wszędzie i być może już was to męczy, ale jego głos wywołuje ciarki na moich plecach i ta piosenka zdecydowanie ma w sobie to coś. Co do Chasing cars - gdy słucham tego utworu, czuję spokój płynący w żyłach i nie mogę się powstrzymać od zamknięcia oczu i zapomnienia o całym świecie.

Jestem ciekawa, czy znacie i lubicie te piosenki. Możecie napisać w komentarzach o kawałkach, które namiętnie słuchacie - chętnie je poznam, być może ja również zacznę je odtwarzać w kółko i w kółko. :)

wtorek, 17 marca 2015

Colleen Hoover „Losing Hope”


Autor: Colleen Hoover
Tytuł: Losing Hope
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2015
Ilość stron: 355
 
 
 
Jedna sytuacja w oczach różnych osób może wyglądać zupełnie inaczej. Będą jej towarzyszyć inne emocje, myśli i wrażenia. W zakątkach głów będą pojawiać się inne obrazy, bo do aktualnego momentu dojdą wspomnienia i nagromadzone uczucia. W tej samej minucie dwie osoby mogą przeżywać to samo, ale w kompletnie inny* sposób.

Gdyby obrócić „Hopeless” o 180 stopni i pokazać punkt widzenia Holdera… Otrzymamy „Losing Hope” i poznamy tę samą historię, jednak zabarwioną nowymi sekretami, wydarzeniami i dodatkowym cierpieniem. I znowu nasze serca zostaną wykręcone na wszystkie strony.

 
 


„Hopeless” skupiało się na związku Holdera i Sky, ale też w bardzo dużej części na samej Sky i odkrywaniu tajemnic, które zostały głęboko zakopane, ale każdego dnia rzucały cień na jej życie. „Losing Hope” przedstawia zupełnie nową perspektywę. Holder stale myśli o przeszłości, jest jej więźniem i poddanym, a jego uwaga jest w większości poświęcona nie Sky, lecz… Les. To ona jest spoiwem, które łączy wszystkie wydarzenia i wyjaśnia zachowania Deana. Jest jak duch, który stale stoi u jego boku. Wątki, które w „Hopeless” były zaledwie muśnięte i zasłonięte woalem tajemnicy, tutaj stoją na środku sceny i przyciągają uwagę widza, by później wbić mu sztylet prosto w serce i jeszcze przekręcić go kilka razy.

 
 


Nie chcę zbyt wiele mówić o fabule, gdyż łatwo byłoby coś wyjawić, a nie chciałabym zabierać komuś elementu zaskoczenia i emocji towarzyszących przewracaniu kolejnych stron. Na pewno jest tu wiele powtórzonych sytuacji, bo otrzymujemy te same wydarzenia co w „Hopeless” , tyle że zakropione emocjami i myślami Holdera. Jednak tym razem pani Hoover skupiła się na tym, jakie życie wiódł Dean, zanim zaczął spotykać się ze Sky, i jak wyglądały jego relacje z Les. Historia, jaką tka Holder, jego listy pisane do siostry – to coś zupełnie nowego i wywołującego łzy . Obraz psychologiczny chłopaka dzięki tej książce ułożył się w całość, brakujące fragmenty wskoczyły na swoje miejsce, ujawniając rany, które goiły się przez wiele lat, sekrety, które wypalały dziury w sercu i wspaniałe czyny, do których był zdolny, aby zapewnić bliskim bezpieczeństwo. Holder nie jest idealnym chłopakiem. Czasem dziwnie się zachowuje i nie potrafi nad sobą zapanować. Ale czy jest hopeless? Czy ktoś, kto walczy o szczęście osób, na których mu zależy, pomaga innym dźwigać ich cierpienie, choć sam ugina się od ciężaru własnego, może taki być? Tatuaż Deana dzięki „Losing Hope” nabiera jeszcze wyraźniejszego znaczenia. A Holder? Odkrywa fakty, które zmieniają jego życie. I wzrusza swoją ogromną miłością do Les i Sky.

 

Jeśli „Hopeless” sprawiła, że coś drgnęło w waszych sercach, „Losing hope” zrobi to ponownie i pokaże wam, jak zaskakujące jest życie i jak silna potrafi być miłość – nie tylko ta między partnerami, ale w szczególności ta do rodziny. A na końcu będziecie mogli podejrzeć, co słychać u Sky i Holdera po wydarzeniach kończących „pierwszą część”. Czujecie się skuszeni? ;)

 

 

*Dużo tego, prawda? Celowo użyłam tych powtórzeń, żeby podkreślić, jak z pozoru ta sama historia może się różnić, jeśli przedstawi się ją z punktu widzenia innej osoby. ;)

Reaktywacja bloga!

Ostatnio było tutaj cicho i pusto i nie było to spowodowane zastojem pisarskim czy nawet brakiem czasu. Po prostu zaczęłam się zastanawiać, czy usunąć bloga i zostawić za sobą to miejsce, które próbowałam tworzyć z duszą i pasją. Już, już miałam przestać zaprzątać sobie tym głowę i po prostu zakończyć blogowanie, jednak w końcu obróciłam swoją decyzję o 180 i postanowiłam dać jeszcze jedną szansę sobie i mojemu książkowemu kącikowi.
Jak możecie zauważyć, zmienił się wygląd i ogólna konstrukcja bloga. Pojawił się nagłówek z nową nazwą, dodatkowe zakładki - zarówno związane ze światkiem literackim, jak i zupełnie oddalone tematycznie. Chcę nieco poszerzyć zakres treściowy bloga i oprócz recenzji i tekstów powiązanych z różnymi formami artystycznymi, od czasu do czasu dodać post kosmetyczny, zdrowotny lub nieco bardziej prywatny - o szkole, maturze, zbliżającym się wyborze kierunku studiów. Mam zamiar przekształcić to miejsce (co już częściowo się stało) i dzielić się z wami różnymi sprawami, które mnie interesują. Zastanawiam się też nad kręceniem krótkich filmików - videorecenzji, które byłyby małym urozmaiceniem opisywania książkowych wrażeń.

Mam nadzieję, że plany (które zapisałam w notesie i będę na nie zerkać, gdy poczuję spadek motywacji), będące niejako postanowieniami, zakończą się sukcesem i uda mi się wlać więcej życia w bloga. Chcę wykorzystać tę szansę i bardzo, bardzo liczę na to, że mi się uda. Jeśli nie - będę mogła sobie powiedzieć, że spróbowałam. :)

Trzymajcie kciuki i jeśli macie taką ochotę, dzielcie się ze mną swoimi opiniami na temat zmian. :)
Wieczorem pojawi się recenzja Losing Hope. Muszę wrócić do formy, bo dawno niczego nie pisałam -oby szybko poszło!


 




czwartek, 22 stycznia 2015

To nie koniec - to tylko remont bloga!

Dawno nie pojawił się żaden wpis, ale bynajmniej nie dlatego, że zapomniałam o blogu, znudziłam się nim czy porwały mnie ostatnie zawieruchy i wyrzuciły gdzieś na Wenus. Zmienił się mój pomysł na blogowanie i jestem w trakcie jego realizacji. A że każdy remont jest czasochłonny i wymaga odpowiedniego planu oraz organizacji - cichutko tu i tylko patrzeć, jak wszędzie będą wisieć pajęczyny, a tona kurzu zalegnie na wpisach...

Żartuję, żadne pająki nie mają racji bytu na moim blogu, wyrzucam je do innych miejsc w sieci jednym kliknięciem myszki.

 
 
 


(Nie bójcie się, nie będą się pojawiać wpisy z moimi arcydziełami :D)

Podsumowując - na blogu będzie chwilowy zastój, roboty drogowe, dziwnie wyglądające szablony, nierówne obrazki. Przymknijcie oko na ten bałagan, a ja postaram się jak najszybciej wszystko uporządkować, a wtedy przyjmę was w ładnie urządzonym, odświeżonym kąciku blogowym.

I możecie trzymać kciuki - jeśli chodzi o informatykę, jestem jak dopiero co narodzony kotek w starciu z Cerberem.

niedziela, 30 listopada 2014

Gayle Forman „Zostań, jeśli kochasz"


Autor: Gayle Forman
Tytuł: Zostań, jeśli kochasz
Tytuł oryginału: If I stay
Wydawnictwo: Nasza księgarnia
Data wydania: 2014
Ilość stron: 248



Wystarczy jedna sekunda, żeby roztrzaskać świat na kawałki, przeciąć serce na wskroś i odebrać to, co najważniejsze. Jedna sekunda, żeby wszystko zniszczyć. Jedna sekunda, żeby wrócić i zadbać o to, co zostało.

 

Mia jest niesamowicie uzdolnioną wiolonczelistką i choć jej klasyczne upodobania niezbyt pasują do gustu reszty rodziny, ma z nią dobry kontakt i zawsze może liczyć na wsparcie i poczucie humoru rodziców. Kochany braciszek również zajmuje ważne miejsce w jej sercu. Z pozoru może się wydawać, że życie Mii jest idealne – talent i rozwijająca się pasja, rodzice wychodzący poza schematy, wierna przyjaciółka, a w końcu, zupełnie niespodziewanie, Adam, chłopak marzeń. Jednak jeśli zajrzymy głębiej, zobaczymy ogrom niepewności i braku wiary we własne siły, silne poczucie, że nie pasuje się do żadnej grupy, do żadnego miejsca. A później jedna wycieczka, jeden moment, jeden samochód wystarczy, żeby obrócić wszystkie marzenia, plany i nadzieje w pył.


 

Poruszają mnie tego typu historie. Nawet gdy powiela się motyw utraty bliskich, ogromnego cierpienia i walki o powrót do normalności, umiejętność wzbudzania emocji i posługiwania się słowem jak karabinem/balsamem dla duszy sprawia, że autor chwyta mnie za serce i jego utwór zapada w pamięć. Jednak w tym wypadku nie było łez, nie było czytania z zapartym tchem, nie było emocji. Zazwyczaj podczas czytania moje uczucia wrzeszczą jakby były na rollercoasterze. A gdy przewracałam elektroniczne kartki  „If i stay”… Cisza. Może raz było leciutkie drgnięcie i odrobinę zaszklone oczy, ale poza tym zero emocjonalnego zaangażowania. Wiem, że wiele osób jest zachwyconych tą powieścią, jednak mi zdecydowanie czegoś w niej zabrakło. Mimo ciekawego motywu muzyki, która stanowiła tło całego życia Mii, całość wydawała mi się mdła i mało przekonująca, jakby autorka wpadła na pomysł i chciała jak najszybciej pokazać go światu. Jednak, nie wierząc w to, że tak chłodno odebrałam powieść, która wyciska łzy i rozszarpuje serca, postanowiłam obejrzeć równie wzruszający film, licząc na to, że może w dzień czytania coś było nie tak z moją wrażliwością…


http://www.kniznivesmir.cz/wp-content/uploads/2014/07/If-I-Stay-poster-2.jpg



Jednak film również pozostawił mnie obojętną. Spodziewałam się, że wyleję hektolitry łez, bo w wielu przypadkach smutne obrazy filmowe tak manipulują moimi uczuciami, że nie potrafię się powstrzymać, jednak ponownie zderzyłam się z murem biernej postawy. Tylko podczas sceny szpitalnej, w której dziadek Mii mówi jej coś pięknego i ważnego przy łóżku, samotna łza spłynęła mi po policzku. Niestety, poza tym jednym momentem i kilkoma dobrymi piosenkami (m.in. Bena Howarda, Gabrielle Aplin) film był dość monotonny i nie oglądałam go z przyjemnością. Odniosłam wrażenie, że związek Adama i Mii został spłycony (a już w książce nie czułam jego głębi), tak samo jak postać głównej bohaterki.

„If I stay” nie jest złą książką, porusza wiele trudnych kwestii, takich jak utrata najbliższych osób, rozchodzenie się dróg, stawianie czoła gigantycznym problemom. Jednak tym razem nie jestem zadowoloną czytelniczką i moje serce nie zostało poruszone tą historią. Lecz jeśli  czujecie, że klimat tej powieści wpasowuje się w wasz gust literacki – spróbujcie. Być może dostaniecie ładunek emocjonalny, od którego puls wam przyspieszy, a oczy zajdą łzami. :)