niedziela, 19 stycznia 2014

John Green „Gwiazd naszych wina”

Gwiazd naszych wina - John Green
Autor: John Green
Tytuł: Gwiazd naszych wina
Tytuł oryginału: The fault in our stars
Ilość stron: 312
Wydawnictwo: Bukowy Las
Rok wydania: 2013



 

Hazel ma raka. Raka płuc. Wózek z butlą z tlenem jest jej nieodłącznym towarzyszem. Tak jak „Cios udręki” – książka, którą Hazel czytała wielokrotnie i do której wciąż wraca.
Dziewczyna całymi dniami ogląda program o modelkach, praktycznie nie wychodzi z domu.  Wyjątek stanowi grupa wsparcia dla chorych nastolatków, gdzie chodzi za silną namową rodziców. To właśnie tam poznaje Augustusa – chłopaka wyjątkowego, intrygującego, przystojnego i na dodatek zainteresowanego jej osobą. Chłopaka, który wprowadzi ją do innego świata i zabierze w miejsca, w których nigdy nie była (dosłownie i w przenośni).
 

Cóż mogę powiedzieć o tej powieści, gdy napisano o niej już tak wiele, a mi samej brakuje celnych słów? Jest wyjątkowa, wybija się na tle literatury młodzieżowej/chorobowej/śmierciowej. Ukazuje widmo śmierci i życie osoby, nad którą ciąży, z szerszej perspektywy. Bierzemy udział w podróży młodych ludzi, którzy poznają smak miłości, cierpienia, straty, przyjaźni, ulotności chwil, radości. Razem z nimi zagłębiamy się w egzystencjalne pytania i szukamy trudnych do znalezienia odpowiedzi. Bardzo ciekawym zabiegiem jest umieszczenie książki w książce. „Cios udręki” jest ważnym motywem, który silnie oddziałuje na Hazel, jej wybory, cele i przemyślenia. „Gwiazd naszych wina” to podróż w głąb duszy, pokonywanie lęków, robienie wyłomów w murach. Trzeba ją przeczytać, a wtedy zrozumie się, jakie emocje wywołuje i jak ciężko okiełznać huragan, który szaleje w naszym wnętrzu po jej odłożeniu.
 

John Green pisze w sposób, który do mnie przemawia – bez zbędnego dramatyzmu, naturalnie, z humorem i ironią, inteligentnie. Kartki mkną jak szalone, mimo wzruszeń i chwil refleksji w jego powieściach jest jakaś lekkość, która nadaje czytaniu inny wymiar. Porusza, ale pozostawia w duszy rodzaj ciepła, który rozgrzewa mimo smutku. To dopiero druga książka autora, z którą się zapoznałam, ale jestem pewna, że sięgnę po więcej, bo pan Green pisze znakomicie, a jego utwory zapadają w pamięć i serce.

6 komentarzy:

  1. Każdy faceta chwali, ciekaw jestem, czy i do mnie by przemówił, często mam tak, że te wychwalane książki strasznie mnie zawodzą ;-) Ale chętnie spróbuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie w przypadku Greena bardzo bałam się rozczarowania i choć na "Papierowe miasta" trochę kręciłam nosem, to "Gwiazd naszych wina" wpadło do szufladki ś w i e t n e.
      Spróbuj, jestem ciekawa, czy przypadłaby Ci do gustu :)

      Usuń
  2. Czytałam i wspominam GNW bardzo dobrze, choć czegoś mi w tej książce brakowało... Mam nadzieję, że inne książki Greena będą tak świetne jak historia o Hazel albo nawet lepsze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajna recenzja. Książka czeka na mojej półce w 'kolejce' aż po nią sięgnę. Planuje się za nią zabrać, kiedy już skończę "Zaklinacza deszczu" Grishama.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam ogromną ochotę na tę książkę, szczególnie po tych wszystkich recenzjach, które udało mi się do tej pory przeczytać! Czeka na mojej półce na swoją kolej, nie mogę się doczekać, aż ona nadejdzie, ale niestety książki z biblioteki maja pierwszeństwo, bo terminy gonią. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. mi również bardzo podobała się ta książka. uwielbiałam tę magię którą emanowała.... mimo, że temat smutny to przyjemnie się ją czytało, dzięki panu Greenowi :)
    zapraszam do siebie :)
    http://recenzjeami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń